sobota, 17 sierpnia 2013

Disneyland and Paris 3.

Hej!
Gotowi już na trzeci post z serii o moich wakacjach? Mam nadzieję, że chociaż czytacie je i doceniacie jak się staram dobrać odpowiednie słowa, abyście jak najlepiej mogli sobie wszystko wyobrazić i zrozumieć.


Jak wspomniałam w którymś z komentarzy w jednym z postów, miałam napisać o tym, dlaczego zupełnie nie opłaca się przyjechać do samego Disneylandu na jeden dzień.
My pojechaliśmy tam na 4 dni, w tym jeden poświęciliśmy na Paryż, dwa na Disneyland i jeden na Disney's Studio. Wszystko mieliśmy dokładnie zaplanowane, a ja znałam działanie większości atrakcji, przez co oszczędzaliśmy czasu na zastawianie się nad tym, czy warto iść na nią, lub co to w ogóle może być. Ja odgrywałam rolę głównego przewodnika, ponieważ już wcześniej wszytko wyczytałam w internecie i ani razu się nie zgubiliśmy.
Jak wspominałam, parki są ogromne. Widzieliśmy osoby, które pędziły w biegu, aby tylko zdążyć przed wyjazdem zwiedzić cały Disneyland. Tak się nie da. Park podzielony jest na pięć części, z czego 4 to "sektory" z atrakcjami, zaś piąta część to główna ulica, ze sklepami i restauracjami, na której zawsze coś się dzieje. Sektory noszą nazwy: Discoveryland - Wszystko co związane z Toy Story, Star Wars itp., Fantastyland - Księżniczki, królewny itp., Adventureland - Największy sektor w całym parku (Jego nie zdążyliśmy obejść do końca) związany z Indiana Jones'em i Piratami z Karaibów. Frontierland - Wszystko co wiąże się z dzikim zachodem.

(Czekaliśmy na autokar, który przewoził nas po całym Disney's Studio i przy okazji pokazywał tajniki filmów i efekty specjalne, to było coś niesamowitego!)

W pierwszy dzień, kiedy przyjechaliśmy, byliśmy strasznie zmęczeni po nie przespanej nocy w aucie i na lotnisku, ale tak czy siak zostawiliśmy bagaże i poszliśmy. Przeszliśmy cały park i byliśmy tylko na jednej atrakcji, ponieważ zrobił się taki upał, a jak wspominałam wydawaliśmy fortunę na wodę. Byliśmy w domu strachów, ale to nie to co u nas w Polsce, tam jechaliśmy wagonikami, może i nie było to straszne, ale przynajmniej zabawne i genialnie zrobione.
Wieczorem poszliśmy na basen, a po kolacji, której również nie mieliśmy wykupionej, tylko (Chyba, nie bardzo pamiętam) zjedliśmy kanapki w pokoju, poszliśmy do baru w hotelu, a potem pograliśmy w bilard. Pamiętam, że był tam taki komputer, który wyglądał jak bankomat i wykupywało się jakąś kartę za 2 Euro, chyba na 6 minut i mogło się korzystać. Tata oczywiście mi ją wykupił, ale skończyło się na tym, że jak chciałam się zalogować na Facebook'a to nie mogłam wcisnąć "2", Francuzi mają bardzo dziwne klawiatury.


Drugiego dnia, wyspani, z naładowanymi bateriami, znowu wyruszyliśmy do Disneylandu.
Kiedy już doszliśmy zobaczyliśmy, że przy wejściu do sektora, który według planu mieliśmy w tym dniu odwiedzić jako pierwszy, są porozwieszane liny, a przed nimi stoi pełno ludzi, nie wiedzieliśmy ci się dzieje, więc poszliśmy dalej, przy następnym to samo, ale tym razem coś mi się przypomniało. Była godzina jakoś przed 9.00 rano i mówię do taty, że przecież mamy Easy Pass (wytłumaczenie w pierwszym poście). Tata niechętnie zaczął się przepychać przez tłum, bo myślał, że nie mam racji. Zapytał się pani z obsługi czy to prawda, a Ta powiedziała, że musimy pokazać kartę, tata, tak jak w FBI wyciąga portfel i pokazuje, pani otwiera linę i wchodzimy jak jakieś VIP'y, a ludzie się na nas patrzą z zaskoczeniem (Haha to była niezła hostoria :D). To było na prawdę przydatne, ponieważ na jedną z większych kolejek górskich "Space Moutain" dostaliśmy się nie czekając w ogóle. Ta kolejka była przerażająca, nawet nie bardzo mi się podobała, kiedy z niej wyszłam, cała się trzęsłam, a w środku, prawie nie dostałam skurczu, ponieważ musiałam trzymać między nogami reklamówkę z jedzeniem (xD).


Nigdy nie zapomnę tych robotów. Kiedy do nich podchodziłeś obracały się w Twoją stronę, a kiedy powiedziałeś do nich "Hi" odpowiadały. Nie wiem czy to był przypadek, ale mam nadzieję, że nie. Do tego, te roboty były strasznie słodkie.
Właśnie drugiego dnia znaleźliśmy fontanny z wodą pitną i zabraliśmy ze sobą kanapki z wcześniejszego wybrania się metrem do centrum handlowego w Paryżu. Wiecie, że tam, na stacji Val'd Erope, specjalnie zapamiętałam, w centrum handlowym, Auchan miał 2 piętra. Ogromny sklep, a póki jesteśmy przy sklepie to muszę Wam napisać, że jak u nas są na przykład w Polo, czy Stokrotce wagi na owoce i warzywa, to tam nie da się tego zrozumieć. Kładziesz na wagę na przykład jabłka, masz dwie zakładki "warzywa" i "owoce", naciskasz "owoce", potem "jabłka" i otwierają Ci się 3 strony z gatunkami jabłek! Straszne, nie mogliśmy znaleźć naszego gatunku, aż wreszcie pomogła nam zupełnie obca kobieta, ludzie tam są inni niż u nas w Polsce...


Na dzisiaj to tyle, do przeczytania :)

Część 1
Część 2




TUMBLR
ASK ME

1 komentarz:

* Obraźliwe komentarze będą usuwane.
* Postaram się wchodzić na każdy blog, który zostawi tutaj po sobie ślad.
* Dziękuje za te szczere i miłe komentarze.
~<3 :3