Wiecie lub nie, ale pewnie nie, że od jakieś czasu zaczęłam brać udział w teatralnych wydarzeniach w moim mieście. Pisząc od jakiegoś czasu, mam na myśli już trzy lata. Dzisiaj jeszcze post nie o tym, ale o tym co dzięki temu mogę robić i jak dobrze przy tym się bawić. Mianowicie, teatralne warsztaty, które regularnie miałam przez ostatnie dwa lata (teraz tylko sporadycznie ze względu na niesprzyjające okoliczności) bardzo wiele mi dały. Nie tylko psychicznie, czy duchowo, jak to się na nich powtarzało, ale również fizycznie.
Podczas ferii miałam okazję doszlifować swoje umiejętności nabyte w teatrze, ponieważ udało mi się znaleźć pracę jako animatorka w naszym miejskim centrum handlowym.
Pracowałam razem z animatorami ze Szczecina ze stowarzyszenia Malinowe Marzenia. Ludzie świetni. Dobrze się z nimi dogadywałam. Dzieci były wspaniałe, jak to dzieci, a dzieci uwielbiam. Do moich 'obowiązków', bo to nie obowiązki, a przyjemności, należało rozmawianie z dziećmi, rysowanie, bawienie się, prowadzenie konkursów, opowiadanie bajek, malowanie twarzy, robienie zwierzątek z baloników i wiele, wiele innych rzeczy. Generalnie to wszystko zaczęło się od tego, że znalazłam ogłoszenie na grupie dotyczącej naszego miasta na facebooku, że szukają kogoś do animacji dzieci. Od razu zadzwoniłam i trochę się zareklamowałam (: Powiedziałam, że działam w teatrze, że parę razy prowadziliśmy warsztaty dla dzieci, że umiem malować buźki i robić zwierzęta z balonów, no i takim oto sposobem znalazłam się tam, gdzie się znalazłam.
Powiem Wam, że praca mimo, że przyjemna, to nie jest lekka. Nie uważam się za osobę ani skrajnie wysportowaną, ani skrajnie delikatną fizycznie, a po jednym dniu takiej pracy miałam zakwasy i bolał mnie kręgosłup. Z początku, kiedy zaczęłam myśleć z koleżanką poważnie o pracy animatora za granicą, w hotelach, myślałam, że to idealna praca dla mnie (to znaczy nadal tak myślę, ale z trochę większym dystansem). Jednak moja zabawa jaką przy tym miałam, dzieci, które przychodziły codziennie dla mnie i płakały, kiedy rodzie je zabierali, dzieci które się przytulały i zostawiały mi swoje rysunki zadedykowane specjalnie dla mnie, zdecydowanie dominują nad minusami tej pracy, bo TAK, każda praca ma minusy.
Jeśli jednak Wy kiedykolwiek zastanawialiście się nad taką formą zarabiania pieniędzy, to chcę Wam powiedzieć, żeby mieć już czyste sumienie, zastanówcie się porządnie. Moje doświadczenie zdecydowanie pomogło mi nie tylko w konferansjerce, czy skręcaniu baloników, ale też w rozmowach z dziećmi, bo to także wbrew pozorom nie taka prosta sprawa.
Przypadkowa dziewczyna ze Świnoujścia zdecydowanie się nie sprawdziła mimo dobrych chęci. I to nie tylko moje zdanie, ale też mojego pracodawcy. Wiele osób uważa, że praca animatora to zabawa i hulanki, za które jeszcze dostaje się pieniądze, a nie oszukujmy się, animatorzy nie zarabiają mało. To ciężka praca. Na Twojej twarzy cały czas musi lśnić uśmiech, nie możesz rozmawiać z żadnymi znajomymi, którzy Cię odwiedzą, bo jesteś w tym momencie osobą publiczną, a wszystkie oczy skierowane są w Twoja stronę. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale ja jakoś zawsze wolę skupiać się na tych dobrych stronach.
Jeśli potrafisz zebrać w jedno miejsce wszystkie dzieci biegające w koło stolików i zatańczyć z nimi po środku galerii handlowej, jeśli potrafisz zapamiętać imiona dzieci, dla których w tym momencie jesteś Panią Całym Światem, jeśli potrafisz uśmiechać się przez osiem godzin dziennie i na te osiem godzin zapomnieć o codzienności i zanurzyć się w magiczny świat, to próbuj swoich sił. Człowiek musi uczyć się na błędach. Jeśli myślisz o tej pracy od dłuższego czasu, to PRÓBUJ. Inaczej nigdy się nie dowiesz czy ta praca jest dla Ciebie (:
Wszem i wobec wiadomo, że wczoraj miało miejsce święto zakochanych, zwane inaczej walentynkami. Razem z grupą teatralną z Miejskiego Domu Kultury w moim mieście urządziliśmy mały happening. Na głównym placu w centrum miasta i w tej samej galerii handlowej, w której pracowałam podczas ferii ustawiliśmy serca z balonów, obrazy i napisy, no i oczywiście nas samych, aby ludzie mogli robić sobie walentynkowe zdjęcia.
W centrum handlowym rozdawaliśmy balony w kształcie serc, papierowe serca z wierszami miłosnymi, a z najwyższego piętra rzucaliśmy płatkami róż. Ludzie reagowali bardzo pięknie. Dorośli przytulali się w deszczu walentynkowych płatków kwiatów, a dzieci radośnie zbierały je. Od każdego emanowała radość.
Nie obyło się też prawdziwych miłosnych gwiazd. Elvis Presley i Marilyn Monroe spacerowali po piętrach Corso, a na dole przy obrazach można było sobie z nimi zrobić zdjęcia.
Generalnie to wszyscy wyglądaliśmy jak jedna, wielka WALENTYNKA.
fot. Kamil Zwierzchowski (iswinoujscie.pl)
Napiszcie jak Wy spędziliście ferie. Mieliście już? A może dopiero będziecie mieli? Hmm, a może własnie u Was trwają te dwa tygodnie wolnego.
Koniecznie napiszcie też jak spędziliście tegoroczne walentynki. Jestem ciekawa czy ktoś zabrał Was na romantyczną kolację, czy spacer (:
fot. Kamil Zwierzchowski (iswinoujscie.pl)
A tutaj coś na dobranoc (: